Należy rozumieć, że wzrost cen energii będzie wpływał na inflację dokładnie tak samo wolno, jak zacieśnianie polityki pieniężnej Fed na inflację. Mówiąc prościej, jeśli ropa podrożała dwukrotnie w ciągu kilku miesięcy, to inflacja pod wpływem tego czynnika może wzrosnąć w ciągu pół roku czy roku, przecież ropa naftowa to nie ziemniak na targowisku. Kontrakty na dostawę ropy są zawierane z kilkuletnim wyprzedzeniem i w stałych cenach. Tak więc ten fakt, że obecnie ropa kosztuje 108 dolarów, wcale nie oznacza, że absolutnie wszyscy kupują ją teraz po tej cenie. Najprawdopodobniej działają stare kontrakty zawarte w czasie, gdy "czarne złoto" kosztowało 60-70 dolarów za baryłkę. Jednak cena nowych kontraktów, które prędzej czy później również będą zawierane, wyniesie już 110 dolarów. Oznacza to, że rosnące ceny surowców energetycznych jeszcze przez długi czas będą miały negatywny wpływ na inflację.
Ponadto Europa stoi obecnie w obliczu kryzysu energetycznego i żywnościowego. Gaz Europa kupuje w Rosji, a żywność na Ukrainie. Każdy kryzys to redystrybucja i przekierowanie kapitału z jednych aktywów do drugich. W związku z tym zawirowania na rynkach, które obserwowaliśmy w ostatnim miesiącu, nie są ostatnie w tym roku. Inflacja będzie rosła zarówno w UE (gdzie w ogóle nie zamierzają z nią walczyć), jak i w USA (gdzie wyniki walki z rosnącymi cenami pojawią się dopiero za 8-9 miesięcy).