Główne amerykańskie indeksy giełdowe — DOW Jones, NASDAQ i S&P 500 - zakończyły piątek dość mocnymi wzrostami. Wszystkie trzy indeksy wzrosły, jednak nie zmienia to ogólnej sytuacji na giełdzie w USA. Jeśli przyjrzymy się uważnie wykresom dziennym, okaże się, że mamy do czynienia z niemal klasycznym trendem spadkowym. Na indeksach uformowały się dość silne impulsy spadkowe, ale po tygodniu, dwóch lub trzech występuje ruch wsteczny, jaki właśnie mógł się rozpocząć tydzień temu. Dlatego nie świętowalibyśmy raczej teraz zakończenia upadku giełdy w USA. Przypomnijmy dwa ważne punkty. Po pierwsze, nawet jeśli fundamentalne tło jest bardzo negatywne, nie oznacza to, że instrument będzie stale spadał, nie cofając się. Po drugie, Fed dopiero rozpoczął zacieśnianie polityki pieniężnej, a program QT zacznie działać tylko od 1 lipca. Tak więc do prawdziwego zaostrzenia jeszcze nie doszło. Innymi słowy, w tej chwili obserwujemy nie zmianę sentymentu z "niedźwiedziego" na "byczy", ale banalny ruch wsteczny. Tymczasem Stany Zjednoczone szykują się do recesji...
Podczas przemówień w Kongresie USA Jerome Powell przyznał, że gospodarka USA doświadczy recesji. Przypomnijmy, że wielokrotnie o tym mówiliśmy, więc J. Powell "nie odkrył Ameryki". Po pierwsze, niskie stopy procentowe oraz program QE pozwoliły bardzo szybko odbudować amerykańską gospodarkę. Oczywiście po okresie silnego sztucznego wzrostu nastąpi okres spowolnienia. Po drugie, trwa zacieśnianie polityki pieniężnej, gospodarka stygnie, a więc recesja to całkowicie logiczny rozwój wydarzeń. Po trzecie, w recesji nie ma nic złego. Obecnie gospodarka się normalizuje, dlatego ważne jest osiągnięcie wzrostu gospodarczego na poziomie 2,5-3%. Przy zerowych stopach procentowych i ogromnych zastrzykach gotówki z banku centralnego będzie rosła nawet gospodarka Salwadoru. Potrzebny jest wzrost "rynkowy", a nie sztuczny. Uważamy więc, że spowolnienie gospodarcze nastąpi, ale wszystko będzie zależało od tego, ile czasu zajmie powrót inflacji do poziomu 2%. Z całym szacunkiem dla Fed można powiedzieć, że przegapił moment, w którym trzeba było zacząć podnosić stopy, a teraz zbiera owoce swojej bezczynności. W związku z tym nawet przy stopach powyżej 3% (których jeszcze nie obserwujemy) sprowadzenie inflacji do poziomu docelowego może zając sporo czasu. Natomiast im dłużej stopy procentowe pozostaną powyżej poziomu neutralnego, tym bardziej spowolni gospodarka USA. Przypomnijmy, że na inflację wywierają wpływ nie tylko działania banku centralnego. Jeśli w perspektywie średnioterminowej ceny energii będą nadal rosły, nie ma znaczenia, co zrobi Fed, ponieważ nie osiągnie swojego celu szybko, łatwo i bezboleśnie, jak to tylko możliwe.